1 minut, 16 sekund

Wczoraj poszedłem do sklepu kupić sobie jeansy.

Sklep nr 1.

Wszystko układało się do momentu wyboru 🙂 po tym moje „ja” doznało uszczerbku- sprzedająca chciała mi wcisnąć spodnie, które się błyszczą! Pomyślałem tylko tyle- czy ona ma mnie za debila, czy na prawdę nie wyraziłem się na tyle jasno mówiąc, że chcę jeansy. Zwykłe. Błękitne, granatowe, czarne- nie ważne. Jeansy. Uznałem w końcu, że dyskutować nie będę i pójdę dalej.

Sklep nr 2.

Nie ważne, że musiałem do niego odbyć prawie 15- minutową pielgrzymkę. Ważna była jednak idea- kupić jeansy (z resztą, na ironię, innych dla „facetów” nie mieli). Niestety, po raz kolejny doświadczyłem znaków dzisiejszych czasów- niemożność kupienia normalnych spodni. Po przymiarce chyba 20 par niemal zrezygnowałem, gdyż co jedna para, to węższe nogawki, co przy moich dość obszernych objętościowo łydkach powodowało niemożność ich założenia, a w niektórych przypadkach- zdjęcia. Pomyślałem sobie wtedy (trafnie lub nietrafnie- można sobie wybrać), że nie warto w takim razie uprawiać sportów ruchowych, gdyż później będzie problem z kupnem zwykłych spodni (pech to pech). W końcu pomoc ekspedientki okazała się nieoceniona- podsunęła mi parę, która, jak stwierdziła, jest podobna do tych, którą mężowi [!] poleciła (muchas gracias Senora!). Stojąc później w kolejce widząc deskorolkę pomyślałem, że powinienem sobie taki sprzęt sprawić, oraz jakieś trampki lub coś w tym stylu…. bo skoro >moda< ma władać moim gustem, to teraz na całego, co nie?!

Dziś rano wybrałem jednak sprawdzony element mojej dotychczasowej garderoby- stare jeansy. I glany. W tym czuję się najlepiej. Duchowi, podłamany wczorajszym „poniżeniem”, wrócił do normalnego, dobrego, stanu…

Previous post Znaki czasu (4,5): Wielki Czwartek i Wielki Piątek
Next post Znaki czasu (6): Wielka Sobota
Close