Ok, let’s go, sprawdźmy to cudo, chyba każdy jest choć trochę ciekawy po singlu.
Na dobry początek „Vanitas”, który rozkręca się trzaskami, buczeniem i epizodyczną drżącą gitarą, co w dzisiejszych czasach – umówmy się – nie robi już na nikim wrażenia. Niezły wokal Nosowskiej à la jej projekty solo też nie powala. Ale co jakiś czas przewija się arpeggiator, i kiedy to on przejmuje kontrolę i dochodzi bit to jestem kupiony. Napięcie rośnie…i koniec. Spodziewałem się finezyjnego rozwinięcia a tu figa z makiem. No tak, spokojnie, to tylko Hey. Kolejne, znów dość spokojne „Umieraj stąd” wpada w ucho bardzo szybko (moog, chórki, fajny mostek), ale to też jeszcze nie to. Przełom przychodzi, kiedy nadchodzi „Faza delta”. To chyba najlepszy kawałek na płycie, a do tego bardzo świeży, i choć inny od wszelakich wcześniejszych dokonań, to niesprawiający wrażenia zrobionego „na siłę”. Prosta i rytmiczna perkusja, wypełnienie przestrzeni pulsującym basem, synkopowaną gitarą i odrobiną syntezatora. Świetne brzmienie, na pewno nie gorsze od wszystkich YYY’sów czy Gossipów. Nosowska wchodzi w to jak nóż w masło, linia wokalna nie mogła być chyba lepiej dobrana. Całe to śpiewanie po polsku przenosi nas na chwilę w lata 80-te – tak, też mieliśmy swoje lata 80-te, może więcej tam było kiczu niż dobrej muzyki, ale co z tego? Prawie 3 minuty i „Faza delta” się kończy, a właściwie tylko przygasa, bo potem czeka nas jeszcze kilkadziesiąt sekund sennego pozornie niepasującego wyciszenia. Repeat, repeat, repeat. Jestem zachwycony.
Gdzieś tam wyczytałem, że kawałek dalej w utworze tytułowym, kiedy Nosowska krzyczy, to brzmi zupełnie jak PJ Harvey. To duże uproszczenie, Polly w swojej muzyce używa różnych środków ekspresji, a Kasia dużo bardziej przypomina mi ją właśnie tu, w „Piersi ćwierć”. I to nie tylko wokalnie – cały kawałek zbudowany jest wg przepisu P.J., ta końcówka brzmi prawie jak pastisz. Ale Nosowska jako zaprzysięgła fanka jaj sobie nie robi, wszystko jest na poważnie i zdecydowanie trzyma się kupy, udowadniając przy tym bardzo ważną rzecz: można po polsku, to naprawdę brzmi, trzeba tylko umieć. I mieć takiego producenta jak Marcin Bors – tu pokiwajmy wszyscy chwilę głową z uznaniem.
„Chiński urzędnik państwowy” jakoś nie do końca mi leży, nie wiem czemu. Początek jest świetny, zaśpiewy i to pulsowanie syntezatora, klawisz gdzieś tam w środku. Ale całość idzie w złą stronę, trochę monotonny wokal, refren taki o. Może za bardzo chcę mieć coś zupełnie nowego, zamiast zaakceptować świetny tuning? Podobnie ma się rzecz z utworem tytułowym – infantylna zwrotka vs. wrzask w refrenie, disco bit, wiercący się basik. Trochę to wszystko wykalkulowane. Tak naprawdę z tego utworu zapada mi w pamięć genialna ostatnia minuta, kiedy do gry wchodzi piano. Następnym razem więcej takich.
„Stygnę” – mój faworyt nr 2. Ten kawałek po prostu coś w sobie ma. Konkrety? Perkusja – to po pierwsze. Świetna. Stopa nabija cały czas monotonnie, ale co jakiś czas Ligiewicz zachwyca nas przejściem. Poza tym akustyczna gitara w tle doprawiona banjo, mocny i wyrazisty bas. Szacun za refren („Przedarłam się/ przez miliony błon/i ochronnych warstw”), także muzycznie. Końcówka. Kiedy perkusja już na całego, kiedy sporadycznie zadźwięczy syntezator, a para-latynoska gitara zamyka wszystko to nie czekam na nic więcej. Takiego klimatu nie zrobi już ani „Boję się o nas”, choć dzieje się tam bardzo dużo, ani nawet singlowe „Kto tam? Kto jest w środku” – bardzo przebojowe i tak samo jak „Faza Delta” muzycznie aktualne (tu pisał więcej o tym mój sympatyczny kolega). Swoją drogą teledysk do „Kto tam?…” jest kuriozalny. Dawno nie widziałem takiego gniotu. Dzień z życia Pawła Małaszyńskiego? Ktoś na jednym z muzycznych blogów pisał w komentarzach: „pomysł na wideo jest autorstwa mojego szwagra”. Mi byłoby zwyczajnie wstyd.
„Miłość! Uwaga! Ratunku! Pomocy!” kończy piosenka „Nic więcej…”. To zakończenie kojarzy mi się – przepraszam wszystkich fanatyków za bluźnierstwo – z „Videotape” na końcu ostatniego Radiohead. W podobny sposób introwertyczne, podobnie oparte na pianinie, a i wokal bardzo thomowy. Sympatyczna miniaturka, która kończy tę dobrą płytę. Podkreślam, dobrą, bo nie chcę padać na kolana i nazywać jej rewolucyjną, jaki to ma właściwie sens? Nie jest idealna, ma kilka momentów przeciętnych, a rewolucja w polskiej muzyce to jakaś utopia. Ale na pewno widać tu jakąś perspektywę. Już po kilku obrotach wiemy, że następnym razem i to w sposób zupełnie naturalny mogą wycisnąć z siebie jeszcze więcej. Siedemnastoletni Hey nową nadzieją polskiej muzyki? Zabawne, ale chyba tak…
[http://coldaim.blogspot.com]Czytaj więcej
W Nowym Roku…
Nowy Rok już trwa piąty dzień... Nie zrobiłem nowej grafiki na rozpoczęte kolejne 365 dni. Nie czułem już takiej potrzeby....
7. Rajd Śląska 2023
Rajd Śląska od samego pojawienia się go w kalendarzu Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski jest bardzo interesującą imprezą. Rozgrywany pod egidą...
XIX Rajd HDK Gminy Kęty
2 września 2023 r. to dzień, w którym po raz 19. rowerzyści wyruszyli na trasę tego kęckiego (już!) klasyka. W...
7. Rajdowy Ustroń – 25-26.08.2023
Wraz z Kasią zdecydowaliśmy się wybrać na tegoroczny Rajdowy Ustroń, na który bardzo, nie ukrywam, chciałem pojechać. (więcej…)
Wszystkiego najlepszego!
"Nowy Rok bieży, w jasełkach leży..." Rozpoczęty z hukiem... nadzieją na lepsze jutro... Składam Wam serdeczne życzenia tak samo jak...