2 minut, 41 sekund

Tworzenie śpiewnika może być czymś przyjemnym, ponieważ wybiera się piosenki które mi odpowiadają, a z drugiej- czymś trudnym: muszę trafić w potencjalny gust, chęć nauki czegoś nowego (czyt. wakacje)…

Trochę dobrej muzyki. Dziś wygrzebałem dość wiekowy album pt. Ambition, który został nagrany na początku 1981 roku przez zespół Deadlock, zespół będący jednym z pionierów Punk w PPL-u.

W sesji udział wzięli: Mirek Szatkowski, Maciej Wiliński, Robert Brylewski na gitarze i perkusista Maciej „Magura” Góralski.

 

Z książeczki do CD „Ambicja” (wspomina Mirek Szatkowski)

„Poznałem DEADLOCK gdy kapela miała próby w gdańskim „Medyku” w składzie: Luter – perkusja, Maciek „Brunet” (wtedy „Polsilver”) na gitarze, Kołacz – grał na basie i Bogdan „Plexiglas” na wokalu. Pierwszy raz usłyszałem ich czadową muzykę gdy grali koncert na Fortach. Energia była w tym straszna. Można to było określić jako total power. Wrażenie podobne do opisu pewnego angielskiego dziennikarza, który po koncercie Sex Pistols poczuł się bardzo staro. DEADLOCK grał już prawdopodobnie na przełomie 1978-1979 będąc pod bardzo silnym wpływem nowego wtedy nurtu punk rockowego. Maciek bardzo lubił brzmienie gitary Steve’a Jonesa.. Autorem słów był Lootie, założyciel kapeli. Jacek znał doskonale język angielski, tłumaczył texty, korespondował z ludźmi z Londynu (min. z Billy Idolem), regularnie dostawał nowe płyty. Fascynacja punk rockiem dała początek prekursorskiej grupie punk rockowej w Gdańsku. Z wiadomych powodów sytuacja takiej orkiestry była bardzo trudna.

Pod wpływem Cold Wave Luter założył TILT. A ja za namowa Maćka zostałem wokalistą DEADLOCKA. Dołączył do nas multi-instrumentalista i poeta Rafał „Róża” oraz „Fidel” na basie. Wtedy też pojawiły się w naszej muzyce wpływy reggae (silnie wtedy związanej z punkiem). Sprawa przeniesienia do Warszawy wynikała z tego, że było to jedyne miejsce, gdzie można było grać sensowne koncerty. Sporo robił słynny Remont, który organizował imprezy studenckie. Kiedyś tam wystąpiliśmy pomiędzy Piotrem Szczepanikiem a Helmutem Nadolskim. Było to swego rodzaju uznanie dla naszych nowatorskich poczynań.

Płytę mieliśmy nagrywać w Ursusie. To miał być taki martwy koncert, bez udziału publiczności. Ale Maciek „Brunet” na to się nie zgodził. Ostatecznie nagraliśmy ją w innym składzie (Brunet przeszedł do TILTU), gdy ja z Fidelem byliśmy już w składzie Kryzysu. Na bębnach grał Maciej „Magura” Góralski, a na gitarze Robert Brylewski. Cały materiał nagraliśmy w trzy godziny. Wyposażenie studia było fatalne. Nie było słuchawek, wiec graliśmy na wyczucie. Byliśmy też strasznie przemoczeni i zmarznięci bo akurat tego dnia padał deszcz. Maciek Góralski wziął z korytarza metalową popielniczkę na stojaku i używał jej jako drugi break. Ja nie miałem odwagi śpiewać po polsku. Ktoś mówił, że angielski bardziej pasuje.
Płyta rozeszła się w nakładzie około 10.000 egzemplarzy. Była sprzedawana w całej Europie Zachodniej. Jako honorarium dostaliśmy 20 płyt. Obiecane pieniądze trafiły dopiero w ciężkim okresie stanu wojennego – 200 USD i obietnica drugiej takiej raty, która nigdy nie nadeszła.
Byliśmy w pewnym sensie pionierami, którzy przecierają nowe szlaki. DEADLOCK zagrał kiedyś koncert na dachu wieżowca, na Zaspie co później powtórzyło wiele kapel.

Naszą nazwę tłumaczyliśmy jako martwy punkt, impas. Bo wszyscy czekali wtedy na coś. Może na ten sierpień 80? I to dawało się odczuć. Mówi się, że nie byliśmy kapelą polityczną, ale wtedy wszystko było polityką. Nie było nam łatwo, ale jakoś szło.”

Previous post Koniec dyżuru/Wieża
Next post To była prawdziwa sportowa niedziela…
Close