2 minut, 35 sekund

Na początku lat 70. mówił o sobie jako kameleonie. „Poza muzyką najbardziej cenię spotkania z ludźmi. Lubię być towarzyski i myślę, że jestem lubiany. Ale mogę się też łatwo zmienić. Sukces nauczył mnie zdolności do adaptacji. Musisz nauczyć się podejmować decyzje bardzo szybko” („Melody Maker”).


11 i 12 lipca 1986 roku na stadionie Wembley grupa Queen zagrała dwa znakomicie przyjęte występy w ramach trasy „Magic! European Tour” dla w sumie 150 tysięcy widzów. Do tej pory legendarny koncert, zarejestrowany na „Live At Wembley ’86” (potem wydany na DVD jako „Live At Wembley Stadium”, a w rocznicę 65. urodzin Freddiego po raz pierwszy ukazał się zapis obu koncertów), zaliczany jest do czołówki występów w historii rocka. Po Wembley Queen zagrali jeszcze w sumie dziewięć koncertów: w Niemczech, Austrii, Francji, Hiszpanii i na Węgrzech (w Budapeszcie, czyli za „żelazną kurtyną”) oraz po raz ostatni 9 sierpnia w Knebworth Park w brytyjskim Stevenage dla 120 tysięcy fanów.”

Zawsze zachowywał się jak gwiazda rocka. Co zabawne, nawet już wtedy. A przecież był bardzo nieśmiałym, bardzo wstydliwym chłopcem. Powiedziałbym nawet, że niepewnym własnej wartości. Dorastał w surowej dyscyplinie szkoły prywatnej, w pewnym sensie bardzo represyjnej, i jego reakcją na takie wychowanie było niezwykle swobodne życie, które prowadził po jej skończeniu, zachowywał się rebeliancko, zupełnie skandalicznie. Stworzył sobie alter ego, które go po prostu opętało. Szczyt tego procesu osiągnął swój finał mniej więcej w czasie, gdy zmienił swoje nazwisko i z Bulsary stał się Freddiem Mercurym. Uważam, że Freddie stworzył siebie od początku do końca. W każdym szczególe. Miał swoją wizję, swoje marzenie i tak pokierował swoim życiem, by to marzenie się spełniło. A my byliśmy częścią jego wizji” – mówił niedawno Brian May. Wydane na początku 1991 roku „Innuendo” zostało nagrane kosztem niemal nadludzkiego wysiłku Mercury’ego. Brian May obawiał się, czy wokalista da w ogóle radę zaśpiewać, a to podczas tej sesji Freddie zarejestrował słynny utwór „The Show Must Go On”. „A on po prostu wyszedł i zabił swoim wokalem” – gitarzysta do tej pory jest pod wielkim wrażeniem.


„To była tragedia, że ta cholerna choroba złamała karierę Freddiego, gdy on wtedy był stawał się coraz lepszym wokalistą i performerem” – nie może odżałować Roger Taylor, perkusista Queen. Gdy miał jeszcze siłę, po raz ostatni postanowił wybrać się do szwajcarskiego Montreaux, gdzie miał mieszkanie z widokiem na tamtejsze jezioro i otaczające je ośnieżone Alpy. W tym alpejskim kurorcie Queen miało też studio (tam nagrano część materiału na „Innuendo”), a Mercury chciał nagrać jak najwięcej nowych piosenek, pracując niemal bez wytchnienia. Później, już po jego śmierci, koledzy z Queen dograli swoje partie, a w efekcie powstała płyta „Made In Heaven” (1995). Przez wielu fanów i krytyków, stawiana jest ona w jednym rzędzie z klasycznym albumem „A Night At The Opera” (1975).


Previous post Budka Suflera – Noc Komety
Next post MUSE – Uprising
Close